Pod Zborowem w 1649 roku, Polacy dali się zaskoczyć Kozakom i Tatarom podczas przeprawy prze bagnistą rzekę Strypę, król Jan Kazimierz, starając się powstrzymać uciekające wojska chodził w nocy z pochodniami i krzyczał "głosem wielgiem - jam jest król i raczej własnym ciałem zagrodzę nieprzyjaciołom drogę, niż pomyślę o ucieczce". Skutek był żaden. Cześć armii zbiegła, część pochowała się - jak pisał Albrycht Radziwiłl w swoich pamiętnikach - w konopiach, a niektórzy wleźli pod wozy taborowe.
Tych ostatnich król będą już w furii, rapierem dźgał w zadki i na zmianę ryczał "wy skurwij syny" oraz wzywał na pomoc Matkę Boską.
Byłbym niesprawiedliwy, gdybym nie podkreślił, że duża część oddziałów walczyła bohatersko. W gwałtownej bitwie wycięto do nogi pospolite ruszenie lwowskie i dużą część przemyskiego. Główne polskie siły trzykrotnie wypierane były ze swoich pozycji i trzykrotnie kontratakowały. W pewnym momencie chorągwie zaczęły się mieszać i w panice wycofywać na tyły. Król z rapierem w ręce zatrzymywał uciekających i krzyczał "Nie odstępujcie mnie i ojczyzny wszystkiej ! Pamiętajcie na sławę przodków waszych". Ale atak tatarski został powstrzymany przez strzelającą z zimna krwią piechotę. Napojona wódką przez Króla czeladź dostała takiego animuszu że, jak pamiętnikarze piszą z przesadą odparła 20 szturmów. Był taki moment, kiedy naszych wypierano z obozu, a król Jan Kazimierz za wodzę koni chwytał, "animował" do boju, groził śmiercią uciekającym. Nie były to przelewki, bo monarcha trzymał rapier w dłoni i był zdecydowany pchnąć pierwszego lepszego panikarza. "Gdyby nie królewskie serce nieustraszone, koniec byłby z nami i naszą Ojczyzną". Król był cały czas w niebezpieczeństwie, bo dziw aż , że żadną strzałą nie został trafiony. Doskoczył do trzech chorągwi i kazał im "się potykać" , lecz towarzysze powiedzieli, że nie mają rotmistrza. Król stanął na czele, rzekłszy "owom ja rotmistrz", chciał wojsko poprowadzić do ataku. Zatrzymano go jednak siłą, wiedząc że by poszedł na pewną śmierć.
Fragment książki Michała Górzyńskiego "Rycerzy staropolskich wojenne przypadki".