Dnia 29 września wielki tabor, sprawiony przez Szemberga i Koniecpolskiego, ku zdumieniu przeciwnika wyruszył w drogę. Przodem posuwał się tabun spętanych koni kawaleryjskich, pełniących rolę taranu uderzeniowego, a jednocześnie chroniący przed strzałami. Zanim jechało sześć rzędów wozów, każdy złożony ze stu pojazdów, na wozach umieszczone były działa i hakownice. Po obu zewnętrznych stronach taboru maszerowali w trzech rzędach, w szyku pieszym, husarze i pancerni niosący nabitą broń palną. Na tyle taboru umieszczono jeszcze działka i hakownice, piechotę i lisowczyków. Rannych i chorych wieziono na wozach. Przeciwnicy początkowo zaskoczeni tym widokiem nie atakowali. Marsz odbywał się nocą, w dzień odpoczywano. Rzeczki i jary stanowiły największą przeszkodę dla wycofujących się, ale niebawem pojawili się Tatarzy, a w końcu też Turcy Iskandera. Ich ataki odpierano ogniem. Do dnia 6 października, w ciągu tygodnia, wojsko z największą determinacją przeszło 165 km i odparło 17 większych i mniejszych szturmów. Od Dniestru i zbawczej granicy dzieliło ich już tylko półtorej mili, ale właśnie wtedy nastąpił w wojsku kryzys, załamanie dyscypliny i nowy tumult. Puszczono pogłoskę o ucieczce starszyzny, a więc część czeladzi i lisowczycy zaczęła plądrować obóz. Zaatakowali tabor Tatarzy. Nastała dramatyczna walka o konie i wybuchła panika. Żółkiewski podprowadzonego konia przebił szablą, nie chciał uciekać, tylko zginąć w boju. Przemocą wsadzono go na konia i okryto burką hajducką. Z szablą w dłoni torował sobie drogę, ale otoczony przeważającymi siłami Tatarów zginął śmiercią żołnierza.
Fragment z "Hetmani Rzeczypospolitej" Zdzisław Żygulski jun.